78 lat temu, w nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku władze sowieckie przeprowadziły pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich na Sybir. Celem, zakrojonej na dotychczas niespotykaną skalę, akcji, była depolonizacja Kresów Wschodnich i sowietyzacja ludności zamieszkującej na terenach zabranych Polsce po agresji 17 września 1939 roku. W wyniku zbrojnego zajęcia blisko połowy terytorium przedwojennej Polski oraz zawartego z III Rzeszą paktu o granicach i przyjaźni niemiecko - sowieckiej, Związek Radziecki stanął przed problemem rozwiązania kwestii ludności polskiej, także tej, która zbiegła przed Niemcami na tereny zagarnięte przez sowietów.
Rada Komisarzy Ludowych ZSRR decyzję o deportacji wydała 5 grudnia 1939 roku. Z rozkazu Ławrientija Berii, NKWD przystąpiło do usuwania osób, które mogły potencjalnie nawoływać do sprzeciwu przeciwko sowieckiemu reżimowi, jednocześnie przez dwa kolejne miesiące trwały przygotowania, sporządzano spisy rodzin podlegających deportacji oraz prowadzono „rozeznanie terenu”.
W pierwszej wywózce, ok. 70 procent wysiedlonych stanowili Polacy, pozostałe 30 procent stanowiła ludność białoruska i ukraińska. Represje dotknęły głównie osadników wojskowych, średnich i niższych urzędników państwowych, służbę leśną i pracowników PKP. Zabierano bez wyjątku całe rodziny. Miejscem deportacji były północne obwody Rosji europejskiej oraz autonomiczne republiki: Komi, Jakucka, Baszkirska, Kraj Krasnojarski i Ałtajski. Akcja deportacyjna została przeprowadzona w niezwykle brutalny i wręcz nieludzki sposób. Noc, mróz dochodzący do 40 st. C, krzyki żołnierzy, krótki czas na spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy, płacz dzieci i ta straszna niepewność, co dalej? Później deportowanych przewożono na dworce kolejowe, gdzie na mrozie czekali nieraz wiele godzin i wreszcie bydlęce wagony, rzekomo przystosowane do przewozu osób. Owo „przystosowanie” polegało na umieszczeniu wewnątrz obskurnego, zimnego i ciemnego wagonu drewnianych, piętrowych prycz, tzw. kozy, czyli piecyka, często bez potrzebnego opału, a „toaletę” stanowiła wycięta dziura w podłodze. W wagonach poupychano do 50 osób. Podczas trwającej kilka tygodni podróży, z powodu tęgich mrozów, braku dostatecznego pożywienia i dramatycznych warunków higienicznych, śmierć obficie zbierała swoje tragiczne żniwo, szczególnie wśród malutkich dzieci i starców. Po dotarciu do celu, przesiedleńców czekał kolejny rozdział dramatu, niewolnicza praca, nędza, głód i choroby. A do tego, co najgorsze, ta świadomość, że szanse na powrót do domu i dawnego życia są bliskie zeru. Jednak zesłańcy nie poddali się, silni wiarą wyniesioną z rodzinnych domów stawili czoła trudnościom. Ci co przeżyli i powrócili do wolnej Polski, musieli zakładać na nowo swoje rodzinne gniazda, gdyż tereny, z których ich wywieziono w 1940 i 1941 roku, po zakończonej wojnie nie znalazły się w granicach Polski. Przez lata nie opowiadali o swoich przeżyciach, ale każdego roku w zaciszu swych domów przeżywali kolejne rocznice tamtych tragicznych wydarzeń. Dopiero po 1988 roku, po reaktywowaniu Związku Sybiraków, zaczęły powstawać liczne koła terenowe. Sybiracy jakby ponownie odżyli, gdyż mogli już o swoich sprawach mówić otwarcie. To dopiero wtedy, tak naprawdę ogół społeczeństwa zaczął poznawać ich tragiczne wojenne przeżycia.
Obchody 78. Rocznicy pierwszej deportacji Polaków na Sybir odbywały się w całym kraju. Także w Dębnie, 9 lutego Zarząd Koła Związku Sybiraków zorganizował uroczystości. Jak zawsze rozpoczęła je msza święta w intencji zmarłych i żyjących Sybiraków, odprawiona w kościele p.w. św. Antoniego. Odprawił ją ks. Robert Szumowski proboszcz parafii M.B. Fatimskie, który także wygłosił pełną treści wzruszającą homilię.
W świątyni, po zakończonej mszy, dzieci z Przedszkola nr 2 im. Stanisławy Modrzejewskiej i uczniowie z klas gimnazjalnych ze Szkoły Podstawowej nr 2 przedstawili program słowno - muzyczny, przyjęty z dużym zadowoleniem przez uczestników uroczystości. Przedszkolaków do występu przygotowała Małgorzata Klimek, a gimnazjalistów, jak co roku, Magdalena Umińska. Dalsza część uroczystości, którą prowadził radny Adam Kaczmarczyk, odbyła się przy Pomniku Sybiraka, na cmentarzu komunalnym przy ulicy Włościańskiej. Słowo do zgromadzonych wygłosił burmistrz Piotr Downar, potomek zesłańców na Sybir oraz Teresa Wiśniewska, prezes Zarządu Koła Związku Sybiraków w Dębnie. Zgromadzeni, wspólnie z ks. dziekanem Robertem Szumowskim, modlili się za zesłańców, którzy nigdy nie powrócili do ojczyzny oraz za zmarłych w latach powojennych, już na ojczystej ziemi. Wiązanki kwiatów pod pomnikiem złożyli: starosta myśliborski Danuta Patkowska, burmistrz Dębna Piotr Downar i Przewodniczący Rady Miejskiej Paweł Chrobak, Sybiracy: Teresa Wiśniewska, Anna Bukowska i Jan Kieda, Ryszard Czaczka wiceprezes Zarządu Związku Kombatantów RP, Dorota Ulicz dyrektor Przedszkola nr 2, Barbara Kornaś, dyrektor, Szkoły Podstawowej nr 2, Zdzisław Sołtys, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3, Krzysztof Zaborski, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1, Andrzej Kowalski, Komendant Hufca Pracy, Maria Zaborska, prezes Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów oraz Waldemar Jakubiak z Zespołu Placówek Oświatowych w Barnówku. Uroczystość uświetniła obecność pocztów sztandarowych Związku Sybiraków i szkoły w Barnówku.
Dalsza część rocznicowych obchodów, dzięki uprzejmości i gościnności księdza proboszcza Roberta Szumowskiego, miała miejsce w salce na plebanii. Lekko zmarznięci Sybiracy i ich goście mogli ogrzać się przy filiżance gorącej kawy, czy herbaty. Była okazja do towarzyskich rozmów i wspomnień. Na zakończenie został wyświetlony film pt. „Wołyń”. Jego prezentacja wiązała się też z 75. rocznicą zbrodni, dokonanej 9 lutego 1943 roku przez nacjonalistów ukraińskich, na ludności polskiej we wsi Parośla. To tragiczne wydarzenie jest uważane za początek tzw. „rzezi wołyńskiej”.
Zarząd Koła Związku Sybiraków w Dębnie składa gorące podziękowania wszystkim osobom, które przygotowały organizacyjnie uroczystości rocznicowe oraz osobom w nich uczestniczącym.
Adam Kaczmarczyk